Na szczęście zmiana mieszkania nastąpiła dość szybko z pomocą przyjaciół, którym z tego miejsca szczerze dziękuję. Musiałam złożyć jedynie 3 teczki dokumentów - w tym zaświadczenie o niekaralności (WTF???!!!) - i dzięki Bogu się udało.
Praca, którą dogadałam będąc jeszcze w Warszawie zwyczajnie nie wypaliła, więc zdecydowałam się na samodzielne szukanie. Mając ograniczony wybór z powodu braku dobrej znajomości języka niemieckiego wybrałam firmę sprzątającą w hotelach. Pomyślałam, że to na pewno lepsze niż siedzenie na tyłku i marudzenie, gdy potrzebowałam pieniędzy i ubezpieczenia. Podpisałam dokumenty z panią, która dzięki Bogu mówiła po angielsku i nazajutrz miałam rozpocząć pracę.
Przede mną były dwa bezpłatne dni próbne. Coś na zasadzie szkolenia.
Ale przecież umiem sprzątać, nie?
Pierwsze, co usłyszałam, to to, że pokoje nie mają być czyste, a mają wyglądać na czyste. Zasada nr 2 - ręcznikami możesz czyścić wszystko. Od kibla po lustra, W sumie to nawet musisz, bo na cały dzień otrzymujesz 2 ścierki i gąbkę. Czas na sprzątnięcie pokoju z łazienką to od 15 do 20 min. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale spędziłam tam miesiąc i uciekłam przy pierwszej możliwej okazji. Każdego dnia byłam wyzywana, popychana i gnębiona przez to, że nie potrafiłam szczotką od kibla wyszorować kamienia w czajniku, że nie potrafiłam wypolerować szklanki ścierką, którą dopiero czyściłam kibel i zwyczajnie na ich standardy byłam za wolna. Do tego dochodziły wszelkie próby podpuszczenia oraz oszukania Cię przez koleżanki z pracy - tak, to wspaniałe uczucie spotkać Polaków za granicą, którzy w chwili słabości wbiją Ci nóż w plecy - i codzienne poworty z płaczem murowane. Czasem pracowałam 10 godzin ze świadomością, że zarobiłam 60 euro brutto, ale rzucenie tego w cholere przy braku stałego dochodu było jeszcze gorsze, więc zaciskałam ręce i kolejnego dnia szłam do pracy. Z perspektywy czasu mogę o tym spokojnie opowiadać i śmiać się z niektóych sytuacji, ale uwierzcie mi, że wtedy nie było lekko.
Po powrocie do domu czekały mnie kolejne atrakcje, więc powoli zaczynałam myśleć, że Berlin chyba nie jest na moje siły i umiejętności. Codzienny ból mięśni z przepracowania, odcięcie od rodziny i przyjaciół sprawiły, że najmniejsze sytuacje, które pewnie w większości przypadków w najmniejszy sposób nie wpłynęły by na moje samopoczucie powodowały lawinę łez.
I dlatego właśnie czasem miałam wrażenie, że jestem w czarnej dupie, a cały ten wyjazd był wielkim błędem.
